wtorek, 1 marca 2016

-11- To moja wina. Jestem przeklęta.

 
Przepraszam, że byłam nieobecna aż pół roku! Wybaczycie mi? Wiem, zawiodłam was wszystkich i bardzo żałuję... obiecuję, że już nie zniknę na tak długo... ;n; ;-; Jako zadość uczynienie macie kolejną część :3
~~~~~


   Dziewczyna siedziała teraz na zimnym betonie w swojej dobrze już znanej celi. Oparta była o stalowe drzwi, które nie otworzyły się od czasu incydentu w głównej sali. Denerys medytowała, jedynie to mogło uspokoić chaos w jej głowie i piekło w jej duszy. Chciała się stąd wyrwać, ale nie chciała ich zawieść.

   Gdy tak siedziała przez kilka godzin uświadomiła sobie, że jeśli będzie się stawiać to jej sytuacja będzie jeszcze gorsza niż jest obecnie. W głębi duszy chciała im pomóc, chciała być potrzebna i wiedziała, że jest, lecz nie umiała tego okazać. Nie była jeszcze pewna co  do swoich uczuć targanych przez ostatnie wydarzenia. Miała nadzieję, że uda jej się to kontrolować, bo nikt nie może zobaczyć jej słabości, a tym bardziej ONI.

   Nagle poczuła chłód, lecz nie chciała wstawać z miejsca, do którego już się przyzwyczaiła. Postanowiła przywołać trochę płomieni, aby się ogrzać. Po jej rękach skakały małe, radosne płomyczki, które wywołały uśmiech na twarzy szatynki. Po chwili ogniki zebrały się w jej dłoniach i połączyły się tworząc ognisko. Płomienie przypominały jej o wszystkim co doświadczyła, a tym bardziej o tajemniczym demonie, Klausie, wonie i śmierci.

   Z każdą nieprzyjemną myślą ogniki stawały się coraz większe i większe, po kilku sekundach okalając sobą całą dziewczynę. Ona jednak nie zwracała na to uwagi i zamknęła ze spokojem oczy. demon nalegał aby nauczyła się kontrolować płomienie i tego właśnie spróbować. Gdy otworzyła oczy zauważyła, że nie znajduje się już w pomieszczeniu, lecz przed drzwiami celi. Kazała płomieniom ostygnąć i zlać się w mały ognik pozostawiając go sobie na prawej dłoni, po czym wstała.

   Korytarz był pochłonięty mrokiem, jedyne światło dawała wiązka ognia, którą trzymała dłoni. Szła po woli przyglądając się starym już ścianom, które rozpadały się na kawałki. "Niedługo nie pozostanie z tego nic"- pomyślała przepierzając kolejny odcinek czerni. Nagle dziewczyna doszła do schodów prowadzących na górę, nie wahała się zbyt długo i wyszła.

   Po żmudnej drodze dotarła do swojego celu. Stanęła przed drzwiami, przez które przechodziła wcześniej z  Leneą, i zamiast je otworzyć, położyła na nich rękę, zamykając oczy i znowu znikając we własnych płomieniach.

   Znalazła się w mieście, tak jak chciała. Na dworze było widno, lecz niego było szare, takie jak zwykle. Denerys nie pamięta, kiedy ostatnio widziała błękit nieba, słońce czy księżyc.

   Weszła do najbliższego budynku, aby się rozejrzeć. Był on w większości zniszczony, tak jak inne budowle znajdujące się na polu bitwy, lecz dziewczynie to nie przeszkadzała. Powoli przyzwyczajała się do zaistniałej sytuacji, nie popadając w obłęd.

   Przemierzała pokoje i korytarze, pod stopami mając kurz i gruz porozwalany bodajże wszędzie. Jednak po chwili zatrzymała się, gdyż zauważyła napis znajdujący się na ścianie.

"Śmierć to samotność i  wolność ostatnia"

A pod spodem kolejny, który powoduje ciarki.

"Tylko umarli ujrzeli koniec wojny"

   Denerys stanęła jak wryta, gdy uświadomiła sobie, że jest to okrutna prawda, jaka rządzi obecnym światem. "Nigdy nie zaznamy wolności"- pomyślała dotykając ściany z napisami. Z zamyśleń wyrwał ją czyjś ściszony głos.

   - Co tu robisz?

   - A ty?- Odpowiedziała pytaniem.

   - Byłam w okolicy i cię zauważyłam.

   - I postanowiłaś mnie śledzić- oznajmiła szatynka nie odrywając wzroku od ściany.

   - Może.- Odpowiedziała krótko Beatrist.- Po co czytasz te napisy? Jeszcze trudniej będzie ci żyć jeśli zostaną ci w pamięci.

   - I tak żyję z trudem. Nie mogę się doczekać mojej śmierci, będzie wybawieniem.- Dziewczyna odwróciła się w stronę brunetki z lekkim uśmiechem.

   - Masz bardzo pesymistyczne myśli Denerys- odpowiedziała odwzajemniając jej uśmiech.

   - Wiesz kto to napisał?

   - Ja- odparła lakonicznie podchodząc do ściany.- Miałam może trzynaście lat. To tutaj znaleźli mnie Tristan i Crystal.

   - To znaczy, że jesteś już w Ostatniej Dynastii od...

   - Sześciu lat i nie żałuję żadnego z nich- dokończyła za dziewczynę.

   - Spodziewałam się tej odpowiedzi.

   - Aż tak widać, że jestem w to bardzo zaangażowana?- Zapytała, a Denerys jedynie pokiwała głową, po chwili jednak zamyśliła się.

   - Czy Tristan... czy wszystko z nim w porządku?- Wyszeptała szatynka, jakby z trudem wypowiadała te słowa.

   - To nie twoja wina.- Beatrist położyła rękę na jej ramieniu aby dodać jej otuchy.- To nie była twoja wina, nie byłaś sobą.

   - To moja wina, śmierć ich wszystkich... to moja wina. Jestem przeklęta.- odparła smutno, lecz po chwili opanowała się i spojrzała na brunetkę.- Wracajmy już.

   Dziewczyna odpowiedziała jej skinieniem głowy, na co Denerys uśmiechnęła się lekko.

   - Pokazać ci sztuczkę?

   Denerys wzięła za rękę Beatrist mocno ją ściskając. Po chwili dziewczyny zaczął trawić ogień wywołany przez szatynkę, i zniknęły w płomieniach...