niedziela, 13 września 2015

-10- Jestem tylko zabawką.


Bardzo dziękuję za ponad 1000 wyświetleń ^ω^ Tak bardzo nie mogłam doczekać się tej magicznej liczby *-* Jeszcze raz bardzo dziękuję i życzę miłego czytania ^^

~~~~~~~~~


   - Czyżby upadłe Anioły?- Spytał chłopak, lekko podchodząc do dziewczyny.

   - Upadłe... Anioły.- Denerys musiała to wszystko przemyśleć.- Dlaczego ukrywają skrzydła?

   Dziewczyna pomyślała o Rodricku i jego pięknych, czarnych skrzydłach. Oni pewnie też je mieli, lecz schowane. Tego właśnie nie rozumiała. Nawet ona pokazywała je od czasu do czasu, nie mówiąć nawet o możliwościach Demona. Była sama, jedna jedyna, mieszanka krwi, z której powstał potwór. Potwór, nie wiedzący co dzieję się dookoła, i to było przerażające.

  - Chcą pomóc ludziom. Nie zaufaliby im gdyby chodzili ze skrzydłami.- Odpowiedziała Lenea lekko wzdychając.

  - Ludzie nie ufają nikomu. Przecież żyłam z nimi od urodzenia, nie wiedząc, że będę ich zabijać.

  Dziewczyna odwróciła od nich głowę, a jej wzrok powędrował w lewo, w dół. Znajdowali się na dachu jakiegoś budynku, który jeszcze w miarę się trzymał. Na dole dalej się kurzyło, lecz mgła powoli opadała, ukazując wszystkie tajemnice. Tyle ciał, tyle krwi, tyle śmierci w jednym miejscu. Denerys spojrzała na Lenee zdezorientowanym wzrokiem, potem przeniosła go na chłopaka. Jego oczy mówiły jednoznacznie: "nie mieliśmy wyboru". Wtedy dziewczyna zrozumiała wszystko. Kiedy ona biła się z dziewczynką na dachu, oni zabijali. Zabijali nie czując wyrzutów. Taki jest ten świat bez uczuć i emocji, jest szary. Tak jak wszystko wokoło.

   W tej chwili Denerys nie myślała. Tak po prostu zniknęła w płomieniach, po chwili pojawiając się na dole. Kobieta, jak i chłopak, patrzyli się na nią z góry. Byli ciekawi co robi, ona również była ciekawa. Dała się ponieść, nie wiedziała dlaczego postanowiła zejść na dół lecz wiedziała, że robi dobrze. Pierwszy raz od tak dawna w końcu robiła to co należy. Chwiejnym krokiem ustała na ziemi. Nie wiedziała dlaczego, ale nagle zakręciło jej się w głowie. Lecz szła dalej, dzielnie stawiając kroki po między ciałami. Było ich dużo, zbyt dużo. Anioły, Demony... ludzie. Dziewczyna przysanęła na chwilę, widząc ciało małego chłopca. To był człowiek, wiedziała to, czuła to. Kucnęła przy nim i oglądała go dokładnie. Był tylko dzieciem. Dzieckiem, które nie poczuje już smaku życia, które nie poczuje co to wolność, której nie doznała ani ona. I to była smutna prawda. Nikt z umarłych tutaj, nigdy nie poczuję co to wygrana. Wygrana dla ludzkości.

   Jedyne co czuła w tej chwili to łzy, szybko spływające jej z twarzy. Obiecała sobie, że już nigdy nie będzie płakać. Więc jak obiecała, tak zrobiła. Wstała i otarła wierzchem dłoni mokre od łez oczy. Wiedziała, że nie może okazać słabości. Nie tym tym razem, powiedziała w duchu. Nie tym razem.

***

   - Po co tu jesteśmy?- Spytała brunetkę nawet na nią nie patrząc.

   Dziewczyna szła przed nią, czuła lekki niepokój. Nie chciała tu wracać. Chciała uciec, ale wiedziała, że to jest lepsze wyjście.

   - Wszyscy się o ciebie martwili, Denesrys. Przecież wiesz, że jesteś nam potrzebna.- Kobieta złapała ją za ramię i odwróciła ją. Chciała spojrzeć w jej oczy. Może i wyglądały jak martwe, ale przepełnione były bólem.

   - Jestem tylko cholerną zabawką. Nawet nie wiedząc czy w dobrych rękach.- Powiedziała cicho, lecz z bólem, który poczuła Lenea.

   - Nie mów tak. Jesteś na prawdę ważna. Dzięki tobie możemy wygrać.

   - Wątpię.- Rzuciła szczerze, poczym odwróciła się na pięcie i pokierowała się w stronę drzwi.

   Dziewczyna stanęła przed mosiężnymi drzwiami, a następnie pchnęła je, nawet nie wykorzystując za dużo siły. W sali znajdowali się wszyscy, których widziała wcześniej. Tristan jak zwykle kłócił się z siostrą, a Beatrist jak zawsze próbowała ich pogodzić. Lecz jej uwagę przykuła postać stojąca na środku. To był Rodrick, poznała go po czarnych skrzydłach, które dziś wyglądały przepięknie. Nagle wszyscy zamilkli i odwrócili się w stronę Lenei i Denerys. Dziewczyna czuła na sobie ich spojrzenia. Była pełna złości, od razu wiedziała, że jest po prostu wykorzystywana. Chciała zrozumieć dlaczego, ale nie potrafiła tego zrobić. Szła wolnym krokiem i nagle poczuła, że nie jest sobą. Wszyscy to zauważyli, gdyż dziewczyna widziała to w ich spojrzeniach.

   Zazwyczaj gdy się przemieniała czuła w środku ogień, lecz nie tym razem. Teraz czuła jakąś nieznaną dotąd siłę, która buzowała w środku. Może była Aniołem, a może jeszcze kimś innym, nie wiedziała. Lecz wiedziała jak użyć tej dziwnej siły.

   Pierwszy podszedł do niej Rodrick, którego odepchnęła, kierując ręką w lewo, po czym Anioł wylądował na ścianie, mocno w nią udejrzjąc. Nie wiedziała co robi, zaczęła z podziwem przyglądać się swoim dłoniom, zatrzymując się kilka metrów przed resztą. To działa na ludzi- pomyślała- już mi się to podoba. Jej usta wykrzywiły się w nieznaczny uśmiech. Po chwili szła już w stronę Aniołów. Odetchnęła brunetkę i blondynkę od chłopaka, odpychając od siebie obie ręce i kierując je w przeciwne strony. Przed nią pozostał jedynie blondyn. Wyglądało na to, że nie był zadowolony. Jego twarz pokazywała, że był odrobinę wściekły na Denerys, która postanowiła się mu dopłacić. Podeszła do niego i odetchnęła prawą rękę do przodu. Chłopak poleciał na ścianę, pozostał na niej gdyż siła dziewczyny go tam trzymała. Dziewczyna podeszła do niego z obojętnością na twarzy. Lecz jak już znalazła się wystarczająco blisko okazała swoje niezadowolenie. Wyciągnęła ręce do przodu i przyciąga dłonie do siebie. Robiła to powoli gdyż siła, którą dysponowała zaczęła ściskać chłopakowi gardło. Na początku chciała go tylko wystraszyć, jednak gdy ściskała dłonie coraz mocniej już nie panowała nad sobą. W gruncie rzeczy podobało jej się, a na jej twarzy gościł uśmiech. Gdy myślała już, że to jego koniec, nagle ktoś odciągnął ją od chłopaka i z pośpiechem unieruchomił ją. W tym czasie blondyn upadł na ziemię. Próbował  złapać oddech, trzymając się za gardło.
Denerys zaczęła się wyrywać i krzyczeć, tak jakby ją coś opętało. Nie była sobą, to zauważył każdy. Dla jej bezpieczeństwa, jak i bezpieczeństwa innych, Rodrick trzymał ją z tyłu za nadgarstki. Denerys się poddała i upadła na ziemię płacząc. Nie wiedziała co się z nią dzieję. Nagle podeszła do niej Lenea. Kucnęła przy niej i zaczęła ją uspokajać.

   - Ej, spokojnie. Już wszystko dobrze.- Brunetka przytuliła ją do siebie, opierając jej głowę o swoje ramię.

  Oczy dziewczyny powróciły do naturalnego koloru, a skrzydła znikły. Denerys poczuła się normalnie, lecz dalej nie wiedziała co się dzieję. Po chwili spojrzała na Tristana, a jej oczy zaczęły płakać jakby bardziej. Teraz wiedziała, że jest przeklęta.




niedziela, 30 sierpnia 2015

-9- Duszek.




   - Zacki, zabij ją w końcu.- Powiedział uśmiechnięty mężczyzna.

   - Mam na imię Zahary, Zahary!- Chłopak odwrócił się zirytowany.

   Nagle cała czwórka spojrzała na niebo. Z szarego błękitu zaczęło się szybko zmieniać, coraz to w ciemniejsze odcienie. W szybkim tempie świat powił mrok, który nie był już zaskoczeniem dla ocalałych. Demony często z tego korzystały, aby wtopić się w ciemność i zniknąć otaczając się płomieniami. To była najlepsza sztuczka na Anioły, które już dawno to obaliły.

   Denerys również chciała użyć tej sztuczki. I chyba z powodzeniem. Gdy tylko wokoło zrobiło się dostatecznie ciemno, dziewczyne spowiły płomienie. Dzięki temu mogła wydostać się z uwięzi. I dać nauczkę ludziom.

   Przemieszczając się wśród ogników szybkim ruchem zabrała jednemu mężczyźnie nóż z rąk. Po chwili stanęła za nim, a ogień zaczął okaleczać jego ciało. Krzyknął głośno i donośnie, a reszta kompanów spojrzała ze strachem. Nie mogli się ruszyć, mogli jedynie patrzeć jak Demonica zabija wszystkich po kolei. Ona jednak nie chciała do tego użyć płomieni. Chciała być człowiekiem i chciała zabijać jak człowiek.

   Podniosła rękę z nożem i przesunęła ją do gardła mężczyzny, cichutko szepcząc swoim delikatnym głosem przy jego uchu.

   - Do zobaczenia w piekle.- Po tych słowach dziewczyna rozcięła mu gardło, a krew trysnęła na wszystkie strony.

   Z uśmiechem puściła ciało, które z hukiem uderzyło o ziemię. Denerys przymierzała się do zabicia innych. Jej ruchy były szybkie, tak jakby tańczyła z płomieniami. Jakby unosiła się, a razem z nią śmierć. Odór śmierci odczuwalny był od zawsze, lecz teraz jakby się nasilił. Zabiła resztę sprytnie wirując pośród nich. W jednego rzuciła nożem, a drugiemu skręcił kark. Został tylko jeden. Zahary stał opierając się filary budynku, na oczach miał okulary przeciwsłoneczne. Dziewczyna stanęła przed nim i wyciągnęła rękę z nożem w jego stronę.

   - Witaj piękna.- Powiedział z zadziornym uśmiechem, a płomienie rozproszyły się jakby bardziej, pochłaniając wszystko wokoło.

   - Jestem zła, nie piękna.

   - Jesteś zła, lecz jesteś najpiękniejszym złem jaki widziałem.

    - Dlaczego to robicie?- Podeszła bliżej, jej koniec noża znajdował się przy jego gardle.

   - Robimy to co wy, zabijamy.

   - To co wy?- Dziewczyna miała łzy w oczach. Chciała podejść bliżej i wbić mu ostrze w gardło. Lecz coś jej nie pozwalało się ruszyć.

   - To co demony.- Spojrzał na nią wymownie spod okularów.

   - Nie jestem demonem. Nie jestem nikim z was. Nie jestem jednym z nich. Jestem nikim.

   Dziewczyna powoli opuściła rękę. Po jej twarzy spływały łzy, które tylko posysały ogień. Zahary odsunął się od ściany, dalej trawiąc to co usłyszał od Denerys.

   Nagle ziemia się zatrzęsła, cały płomień, który ich otaczał znikł. Tak nagle w jednej sekundzie.
Cisza.
Ciemność.

   Dziewczyna się odwróciła. Znowu ujrzała dziewczynkę. Tą małą Anielicę, tą słodką istotę, która swoimi błękitnymi oczami wpatrywała się w dziewczynę. Dziewczynka siedziała na ziemi, trzymając w ręku lampion, a nie świecę jak ostatnio.

   Denerys podeszła do niej niepewnie, rozglądając się na różne strony. Widziała tylko ciemność, nic więcej. Usiadła obok błękitnookiej, wtapiając w nią swój wzrok.

   - Witaj dziewczyno od płomieni. Znowu się widzimy.- Anielica uśmiechnęła się szeroko, ukazując swoje jasno białe skrzydła.

   - Po co tu jestem?

   - Nie wolno Ci zabijać...

   - Nie jako Demon?- Bardziej stwierdziła niż spytała. Denerys wiedziała już w jaką stronę kieruje się rozmowa.

   - Nie, nie można Ci zabijać. Nikomu nie można.- Dziewczynka odwróciła głowę od szatynki i spojrzała na lampę, która dawała jakie tako światło.

   - To dlaczego wy zabijcie? Tak, WY! Nie tylko ludzie, czy Demony. Anioły robią to samo!

   Błękitne oczy dziewczynki spowiły się gniewem.

   - Nie wolno Ci tak mówić!- Oburzyła się, powoli wstając i podchodząc do dziewczyny, która już była na nogach.- Za kogo ty się wogule uważasz, że możesz tak mówić?!

   Teraz było już niebezpiecznie. Denerys zaczęła się cofać, lecz mała ją dopadła. Nagle zamieniła się w cień. W coś tak dziwnego i niewytłumaczalnego, że dziewczyna nie wiedziała co się dzieje.

  Nagle duszek powalił ją na ziemię. Denerys leżała, a dziewczynka przeistoczyła się w Anielicę.

   - Nie można Ci tak mówić!- Błękitnooka krzyknęła kładąc ręce na szyi dziewcyny. Zaciskała je powoli, dalej będąc zdenerwowana.

   Denerys wierciła się, próbując wyrwać się z uścisku Anielicy. Jednak na marne, gdyż nie mogła podnieść rąk. Lewą ręką zaczęła krążyć po otaczającej ją ciemności. Po chwili na ziemi natrafiła na lampę, którą przybliżyła delikatnie do siebie. Uniosła ją nad dziewczynką, wyciągnęła prawą rękę i obiema trzymała lampę. Błękitnooka odwróciła po woli głowę, aby zobaczyć co się dzieję. Nagle dziewczyna szybkim ruchem uderzyła Anielice lampą, ta upadła na ziemię i zniknęła.

   Gdy tylko Denerys odstawiła lampę, postanowiła odetchnąć z ulgą. Od zawsze wiedziała, że Anioły to parszywe stworzenia, których nie warto denerwować, ale teraz nie mogła się powstrzymać.

   Chciała odpocząć i zamknęła oczy.

***

   - Obudź się do cholery!- Dziewczynę obudził ostry damski głos.

   - Zostaw ją, przecież widzisz, że kontaktuje.

   Chłopak szybkim ruchem odsunął zniecierpliwioną kobietę, która zaczęła szarpać Denerys.

   - O co chodzi?- Wimamrotała otwierając powoli oczy.

   - Świetnie, żyjesz.- Kobieta usiadła przed nią na ziemi.- Jestem Lenea, a ty Denerys, tak?

   - Skąd znasz moje imię?- Dziewczyna próbowała usiąść, ale grawitacja nie była po jej stronie.

    - Rodrick mnie przysłał po ciebie. Zauważyli twoje zniknięcie.

   - To wszystko przez Klausa i Grastana. Wyciągnęli mnie na zewnątrz.- Dziewczynie udało się podnieść. Po chwili zauważyła zaniepokojenie w oczach kobiety.

   - Cholera.- Szepnęła bardziej do siebie.- Rozmawiałaś z nimi?

   - Tak.

   - Cholera, czyli wiedzą, że jesteś u nas.- Kobieta wstała. Jej oczy pochłaniały wściekłość.

   - Kim oni są?- Spytał zaciekawiona chłopak.

   - Strony konfliktu.- Wytłumaczyła Lenea.

   Denerys była ciekawa, co tu robi Zahary, ale miała istotniejsze pytania. Na przykład, Dlaczego znajdują się na dachu budynku?!

   - Chwila, jak to u was?!

   - Nie mówili ci?- Bardziej stwierdziła niż spytała. Denerys pokręciła głową.

   - Jesteśmy Ostatnią Dynastią. Walczymy z Demonami i Aniołami.

   - Ale ty jesteś Demonem.- Dziewczyna była lekko zdezorientowana całą sytuacją.

   - A oni są Aniołami.

   - Co?!


czwartek, 20 sierpnia 2015

-8- Miasto zniszczenia.

Miną już miesiąc od założenia tego bloga. Cieszycie się tak samo jak ja, prawda? :D
Bardzo wam dziękuję za wszystkie komentarze i za czytanie mojego opowiadania. Aby kolejny miesiąc był taki owocny jak ten *-*

Miłego czytania :3


   - Muszę z tobą porozmawiać.- Oznajmił Grastan bez cenia aluzji.

   - Nie jestem pewna, czy powinna z tobą rozmawiać.- Dziewczyna cofnęła się o krok. Klaus bacznie ją obserwował.

   Denerys spojrzała wymownie na chatkę. Dalej czuła żal do siebie, jednak wiedziała, że tu nie była bezpieczna. Nigdzie nie była bezpieczna.

   - Wracajmy.- Demon odwrócił się w stronę dziewczyny, lecz jej tam nie było.

   Mężczyźni spojrzeli po sobie ze zmartwieniem.

   Szatynka była już daleko od nich.

   Postanowiła uciec od rozmowy. Jednak zamiast wrócić do swojego pomieszczenia, trafiła do miasta. Ono upadło, nie było tam nic, oprócz płaczu, krzyku, cierpienia. Wokoło jedynie widać było zniszczone budynki i ludzi. Ludzi którzy oszaleli, ze strachu. Trudno to opisać, bo czy można opisać strach? On jest jak narkotyk. Uzależnia ludzi, którzy już nie wiedzą, jak to jest żyć bez niego. Nawet po śmierci czują ten niedosyt, błagalną prośbę. By odebrać im strach.

   Oni już nie wytrzymywali. Biegali, walczyli, krzyczeli, błagali o śmierć. Wiedzieli, że to nie koniec. Byli świadomi, że to dopiero początek.

   Gdy Denerys wyszła z płomien, zauważyła, że znajduje się na ulicy Zatorskiej, skrzyżowanej z ulicą Kaprala.

   Rozejrzała się dokoła. Mgła z pyłu i dymu oblężała całe miasto. Każdy budynek był nim przesiąknięty, od wewnątrz i zewnątrz. Dziewczyna podeszła kilka kroków w bok i po chwili stanęła, otrzepując spodnie z kurzu. Przed nią ukazał się zniszczony budynek. Wyglądał jak każdy inny. Zburzony od góry z wystającymi metalowymi prętami i z opadłym tynkiem, który za każdym razem rozwiewał wiatr. Denerys jednak zaciekawiła budowla, gdyż na ścianie widniał rysunek lub grafiti. Przedstawiał on skrzydła, jedno uniesione w górze, skąpane w bieli, drugie jednak było opadłe, skierowane w dół, całe czarne. Jednak rysunek był trochę wyblakły i szatynka nie mogła odczytać napisu, który był nad skrzydłami. Podeszła bliżej, aby się przyjrzeć, sprytnie omijając gruz porozrzucany wokoło budynku. Ominęła pierwszy filar, potem drugi. Zanim jednak doszła do ściany odczuła lekkie trzęsienie. Nie wiedziała co to było i szybkim ruchem wyszła na ulicę.

   To wszystko działo się tylko przez kilka chwil. Gdyż nie spodziewanie w jedną z najbliższych ulic uderzyła nieznana siła. Cały świat spowijał się we mgle. Denerys nic nie widziała. Jednak się bała, bała, że pochłonie ją zniszczenie. Pobiegła tam. Jednak nim dotarła trzęsienie znowu zawitało w mieście.
Przewróciła się.
I osłoniła oczy ręką.

   Nagle z zamieszania, jakie trwało, na ul. Kaprala, wyłoniła się kobieta, stojąca w płomieniach. Postąpiła krok w stronę dziewczyny i się zatrzymała. Jej przenikliwe, niebieskie oczy zatrzymały się na Denerys, po czym przeniosły się na zamieszki trwające na przeciwnej ulicy. Jej twarz osłaniał czarne włosy i szatynka nie zdołała się jej dokładnie przyjrzeć. Jednak wiedziała kim była, znaczy, wiedziała po jakiej stronie walczyła.

   Dziewczyna leżała na ziemi. Z trudem próbowała się podnieść. Próbowała opanować emocje, które w ekspresowym tempie opanowały ją całą. Jej serce waliło z zawrotną szybkością, gdy zobaczyła kobietę, która szła w jej stronę, powoli wyłaniając się z dymu. Dziewczyna nie widząc ją przez mgłę dalej czuła jej wzrok na sobie. Nagle kobieta stanęła kilka metrów przed nią, poczym znikła w płomieniach.

   Co to wszystko ma znaczyć!?- pomyślała Denerys, kierując się w stronę zamieszek. Chciała zrobić tą samą sztuczkę z płomieniami jak tajemnicza kobieta, stojąca przed chwilę przed nią. Jednak uznała, że to zły pomysł, aby ukazywać swoje moce, właśnie tu, w mieście zniszczenia. Czuła l,  że dzieję się coś złego. Nie, ona tego nie czuła, ona to wiedziała. Głos w jej głowie powtarzał jej, aby tam nie iść. Denerys ucieszyła swój umysł i połknęła przed siebie, mijając skręt w lewo. Zatrzymała się przy ścianie i lekko wychyliła.

   To co ujrzała przeszło przez nią całą. Nagle pojawił się dreszcz i strach. Gdy próbowała wyłonić się z poza ściany, ktoś złapał jej ręce i przytrzymywał z tyłu. Próbowała się wyrwać, szarpała się, jednak nie użyła ognia, wiedziała, że to zły moment.

   Gdy tylko postać, trzymającą jej ręce, zasłonił dziewczynie chustą oczy, wiedziała, że głosy w jej głowie mówiły prawdę. Nie trzeba było tam iść. Trzeba było słuchać innych, ale najpierw posłuchać samej siebie.

   Dziewczyna wydała krzyk, stłumiony przez dźwięk postrzału, który zadzwięczał jej w uszach. To byli ludzie, wiedziała, to byli onie. Jednak nie wiedziała czemu to robią. Sądziła, że to Demony i Anioły są tu potworami, myliła się. Potworami byli i ludzie. Wykończeni wojną, zmarnowani, ale dalej ludzie. Gdyby tylko nie miała związanych oczu, od razu poleciałyby jej łzy, ale nie mogła się poddać. Nie mogła okazać słabości, nie teraz.
Sprawca żucił ją na ziemię i ruszył w stronę swoich kompanów, powoli zapalając papierosa.

   - Niezłą sztukę złowiłeś bracie.- Powiedział mężczyzna z pistoletem w ręku.

   - Ilu zabiłeś?

   - Na pewno więcej niż ty.- Uśmiechnął się szyderszo mężczyzna,po czym dodał.- Chyba z dziewięciu.

   - Panowie chyba nie myślicie o zabiciu tej rozkosznej dziewczyny.

   Nagle do rozmowy dołączył się jeden z kompanów, uwiesił się na ramieniu palacza, a ten pociągnął kolejny raz papierosa.

   - Oczywiście, że ją zabijemy...

   - I ja to zrobię.

   - Nie.-  Zaprotestował mężczyzna, dalej mając w ustach skręta.- Daj się młodemu wykazać.

   - Ej! Młody! Chodź no tu!- Krzyknął rozweselony mężczyzna, powoli odrywając się od palacza.

   Z budynku na przeciwko wyszedł młody chłopak w podartych dżinsach, szatym t-shercie i skurzanej kamizelce. Na głowie miał czapkę, lekko zakurzoną, a oczy zasłonięte miał okularami przeciwsłonecznymi, nawet nie draśniętymi. W ręku trzymał pistolet, który kołysał się z każdym jego krokiem.

   - Co chcecie?- Spytał, podchodząc do swoich kompanów.

   - Zastrzel ją.

   - Kolejny Anioł?

   Chłopak podszedł do Denerys i uważnie się jej przyjżał, ona natomiast siedziała cicho, przysłuchując się rozmowie.

   - Nie wygląda jakoś szczególnie.- Chłopak odłożył broń na ziemi i odsłonił jej chustę.

   Dziewczyna od razu spuściła wzrok. Nie chciała patrzeć na swojego zabójcę. Miała nadzieję, że załatwi to szybko i bez boleśnie.

    - Ładna jest. Na pewno chcecie ją zabić?

   - Szpiegowała nas. Na pewno musi być jedną z nich.- Odpowiedział mężczyzna wrzucając peta.

   - No dobrze.

   Chłopak kucną przy niej i przystawił lufę do jej czoła. Szeptał coś do niej przez chwilę, jednak ona ignorowała jego słowa, skupiając się na czymś innym. To była jej szansa.
Dasz radę Denerys- powtarzał jej głos w głowie. I chyba faktycznie się udało.


niedziela, 16 sierpnia 2015

Liebster Blog Award

Witam!

Serdecznie dziękuję za nominację od GoingMerry. Nie spodziewałam się. XD Nie znam tej zabawy, ale no nic, warto poznać.

Zasady są dość proste:

> Odpowiadasz na jedenaście pytań zadanych Ci przez osobę, która Cię nominowała;

> Nominujesz 11 wybranych blogerów, którzy mają mniej niż 200 obserwatorów (oczywiście nie można nominować osoby, która Ciebie zaciągnęła do tej gry) i informujesz je o tym;

> Zadajesz 11 własnych pytań.

Pytania od GoingMerry:

1. Jakie książki najbardziej lubisz?

W świecie książkowym jestem od kilku miesięcy. Na początku czytałam książki "dla młodzieży", które teraz wydają się mi być takie niezrozumiałe, zbyt szczęśliwe, zbyt radosne. Ostanio wgłębiłam się w książki typu: fantasy, kryminały, thrillery, horrory. Teraz wiem, że to są gatunki dla mnie. Nie lubię romansideł, miłość nie jest dla mnie.

2. Twój ulubiony owoc i warzywo?

Owoce lubię wszystkie (prawie). Ale takie moje ukochane to cytrtna i arbuz. Wiem, jestem dziwna, kochając coś  kwaśnego, jednocześnie kochając coś słodkiego. Jeśli chodzi o warzywa, to nie mam ulubionego.

3. O czym teraz myślisz?

Patrzę na ciasto, robione wczoraj w nocy. Patrzę i czuję, że nie jestem głodna. Nigdy nie pałałam miłością do jedzenia. Jem mało, jestem bardzo chuda, mam problemy z odżywianiem. Myślę o tym, czy nie powinnam coś z tym zrobić.

4. Wymarzony kraj do zwiedzenia? Uzasadnij.

Walia, kraj bardzo piękny. Jest tam z ogroma lasów, cudownych lasów. Kocham je, kocham lasy, w szczególności nocą. Kryją tajemnicę. Chciałabym tam mieszkać, chciałabym mieć spokój. Czy wymagam tak dużo?

5. Co Ci się kojarzy z kolorem czerwonym?

Czerwony kojarzy mi się z krwią, co chyba jest oczywiste. Z jabłkami, dorodnymi, które jeszcze wiszą na drzewie, nie zebrane. Z winem, wytrawnym. Z truskawkami, na ogródku. I chyba tyle.

6. Masz w posiadaniu lampę dżinna. Jakie są Twoje trzy życzenia?

Nie mam pojęcia, nigdy niczego sobie nie życzyłam. Trudno tak odpowiedzieć. Ale jakbym miała taką okazję to poprosiłambym... O to by ludzie byli tolerancyjni, aby szanowali się nawzajem.

7. Którą porę roku lubisz najbardziej? Uzasadnij.

Kocham zimę, pora roku moich urodzin. Ma się to szczęście, urodziny w pierwszy dzień zimy. Jednak kochając śnieg, kocham jednocześnie deszcz. Taki cudowny, jesienny deszcz.  Jesień czy zima? Nie wiem.

8. Harry Potter czy Zmierzch?

Oczywiście Harry Potter. Uwielbiam wszelkie części. Mam zamiar kupić sobie książki. Nie pałam zachwytem do Zmierzchu, jak większość moich koleżanek. Wolę Harrego Pottera, gdyż jest w nim coś takiego co przyciąga ludzi. Cała ta historia jest niesamowita.

9. Czy prowadzenie bloga Cię satysfakcjonuje?

Tak, bardzo mnie satysfakcjonuje. Chodź początki miałam trudne. W szkole byłam wyśmiewana, gdyż jestem blogerką. Nie wiem jak będzie teraz, po wakacjach, ale mam nadzieję, że będzie lepiej.

10. Wierzysz w duchy?

Może się wygadać dziwne, ale tak, wierzę w duchy. Lubię rzeczy paranormalne. Są tajemnicze, fascynujące i takie inne, od tego wszystkiego. Duchy tu są. Lecz ich nie widzimy. Niestety.


11. Zostajesz więźniem w supermarkecie na całą noc, bez kamer i ochrony - co robisz?

Pewnie usiadłabym w koncie i napawała się ciemnością. Ale znając życie, zaczęłabym chodzić pomiędzy regałami, aby sprawdzić, czy nikt tu nie urzęduje oprócz mnie. Przypomina mi się gra Five Nights At Frredy's, podobna atmosfera strachu i ciemności.

Ja nominuję:

http://kaoruwolf.blogspot.com
http://szkarlatny-atrament.blogspot.com
http://anamitria.blogspot.com
http://inna-historia-stefana.blogspot.com
http://witajciewpsychiatryku.blogspot.com
http://uwazaj-na-trolle.blogspot.com
http://verion-iskra.blogspot.com
http://zironiadoswiata.blogspot.com
http://wiikusiek-opowiadania.blogspot.com
http://www.waytofrance.blogspot.com
http://swiat-animy.blogspot.com


Moje pytania do Was:

1. Jesteś introwertykiem czy ekstrawertykiem? Dlaczego tak sądzisz?

2. Masz swoje ulubione miejsce? Jak tak to jakie?

3. Jakiej słuchasz muzyki?

4. Jaki masz stosunek do ludzi?

5. Lubisz zwierzęta? Dlaczego?

6. Kim chcesz zostać w przyszłości? 

7. Jaka jest twoja definicja szczęścia?

8. Co wywołuje u Ciebie uśmiech?

9. Jaki jest twój ulubiony film/serial/anime?

10. Wierzysz w rzeczy paranormalne?

11. Wytrzymasz bez intertetu? Jak długo?

Życzę miłej zabawy :)

niedziela, 9 sierpnia 2015

-7- Demon.

Przepraszam za moją długą nieobecność. Miałam dużo spraw do załatwienia. Teraz powracam.
Miłego czytania :)


   Męski głos przeszył dziewczynę na wylot. Był ciężki, z nutką irytacji. Denerys poczuła jego gorący oddech na karku. Miała gęsią skórkę. Nie wiedziała z jakiego powodu. Może dlatego iż znała ten głos, jednak jej wspomnienia były ulotne i nie mogła stwierdzić do kogo należy. Nagle przed nią pojawił się wysoki płomień z którego wyłaniała się jakaś postać. Mężczyzna stanął przed nią z lekkim uśmiechem. Po chwili uniósł dłoń, a ogień zgasł.
Dziewczyna zaniemówiła.

   - Poczyniłaś wielkie postępy.- Tajemnicza postać zaczęła obkrążć dziewczynę. Chciał się jej lepiej przyjrzeć.

   Dziewczyna chciała się do niego odwrócić, lecz za każdym razem on znikał i pojawiał się gdzie indziej.
To zaczęło być irytujące.

   - Kim jesteś?

   - Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Klaus.

   - Jesteś demonem- zauważyła dziewczyna, spoglądając na niego obojętnym spojrzeniem.

   - Jednym z najlepszych.
Ukłonił się irytująco, stojąc przez chwilę w płomieniach.

   - Po co tu przybyłeś?

    - Musiałem Cię zobaczyć...- nagle przerwał.- Musiałem wiedzieć czy twoje zdolności w końcu wyszły na światło dzienne.

   - Skąd wiesz o moich umiejętnościach?

    - Wiem o tobie więcej niż ci się wydaję.

   Płomień który okrążał Klausa przesuną się bliżej dziewczyny. Zaczęło ją otaczać przyjemme ciepło. Pragnęła, aby było go więcej, o wiele więcej. Denerys podniosła rękę, powoli kontrolując ogień. Jej ciało płoneło, jednak ogień nie trawił jej skóry. Był do niej przywiązany, był tym czym sama była. Była ogniem. Teraz już wiedziała.

    - Kontrola ognia jest całkiem zręczna, ale powinnaś się nauczyć wykorzystywać go na inne sposoby.

   - Na przykład do zabijania?- Dsiewczyna rozmawiała z nim z dystansem. Jednak w środku wiedziała, że może mu zaufać. Przecież byli tacy sami. Byli demonami, i to potężnymi demonami.

    - Czy uważasz, że zabijanie ludzi sprawia mi przyjemność?

   Dziewczyna zamilkła. Nie wiedziała co powiedzieć. Po chwili słowa spłynęły do niej same.

    - Uważam, że robicie źle, lecz macie do tego powód. Jednak to on mnie interesuje. Dlaczego?

    Klaus zastanowił się przez chwilę. Chciał przedstawić dziewczynie jak najlepiej całą tą sytuację. Lecz nie wiedział jak obrać to w słowa.

   - Tak na prawdę to wojna po między mną, a jednym Aniołem. Wy ludzie musicie zrozumieć, że walczymy o coś ważnego.- Po chwili przeniósł wzrok na nią. Denerys zrozumiała. Nagle rozumiała wszystko, wszystko co było do tej pory zagadką.

   - Powiedziałeś abym nauczyła się inaczej wykorzystać moje zdolności.

   - Widziałaś jak znikałem, prawda?- Dziewczyna pokiwała głową.- Ty też możesz to zrobić. Wystarczy, że o tym pomyślisz. Staraj się kontrolować ogień w głowie.- Klaus pojawił się za nią,  a ona zamknęła po woli oczy.

   Starała się przywołać w myślach płomienie. Te przyjemne płomienie, to potulne ciepło.

    Nagle pojawiły się przed nią ogniki, które rosły. Rosły coraz szybciej, aż w końcu zalały cały pokój. Denerys dalej stała w miejscu. Po woli kierując myślami. Jej usta wyginęły się w delikatny uśmiech. Była szczęśliwa. Nawet nie wiedziała dlaczego. Możliwe, że przez płomień, który był kojący dla poszarpanych uczuć.

    Kiedy dziewczyna poczuła, że otoczenie zmienia się na bardziej jasne, otworzyła oczy. Stała w płomieniach, jednak nie czuła ich, tak jak za każdym razem. Czuła jakby płomienie były atrapą, jakby sama nią była. Stała na drodze, na której spotkała Rodrica.

   Odwróciła się aby spojrzeć na drewnianą chatkę. Denerys podeszła bliżej. Domek, który znała, teraz stał w ruinach. Jedynie co pozostało to sterta drena. Powietrze było suche, lekko zwęglone. Jakby chatka przed chwilą skończyła płonąć. Jakby samo jej przybycie spowodowało pożar. Nie wiedziała czy była to prawda, ale czuła to w środku. Czuła, że jest niebezpieczna.

    Doszła do wniosku, że posłuchanie Klausa to nie był najlepszy pomysł. Stała tam przez chwilę. Po woli spuszcając z oczu łzy, które trzymała tak długo. Spływała jedna po drugiej.
Nagle niebo zaczęło ciemnieć, powoli zajadając w noc. Jednak to nie był czas na noc. Dziewczyna poczuła niepokój.

    - Czy demony umieją kontrolować dnie i noce?- Rzuciła jakby sama do siebie.

   Za nią pojawiły się płomienie. Przybył Klaus. Lecz ona dalej przyglądała się chatce, lub tym, co z niej zostało.

   - Tylko nocą. Dzień dalej pozostaje dla aniołów.

   - Czy tą chatka... Co się z nią stało?

   - Ludzie tu walczyli z demonami, całkiem niepotrzebnie.- Klaus podszedł do Denerys. Stanął obok niej i również jak ona zaczął się przyglądać zwęglonemu drewnu.

    - Walczyli o przetrwanie. Teraz tym stało się ich życiem. Oni giną Klaus, przez was.- Odwróciła się do niego i spojrzała błagalnym spojrzeniem.

    Demon wiedział do czego dąży dziewczyna. Nie podobało mu się to. Wiedział, że mimo to iż nie była człowiekiem, to była po ich stronie.

   - Nie chce być demonem. Nie chcę zabijać niewinnych- ciągnęła.- Ale również nie chce być aniołem...

   Dziewczyna nie dokończyła, gdyż oślepiło ją światło. Bardzo jasne światło, które pojawiło się z nikąd.

   Noc pojaśniała, zwnowu przemieniając się w dzień. To nie było przyjemne. Denerys czuła, że zdaży się coś złego, coś nieprzewidywalnego, i miała rację. Z nieba dało się usłyszeć delikatne śpiewy, bardzo melodyjne. Klaus wyprostował się szybko, jakby zaraz miał przyjąć jakiś cios. Światło było coraz mocniejsze. Dziewczyna nie wiedziała co to oznaczało. Lecz spojrzała na Demona, który był poirytowany. Jednak na jego twarzy był widoczny lekki, nawet zadziorny, uśmieszek.

   - Co to za szopka, co?

   - Wiataj Klaus, miło cię... widzieć.- Oznajmiła postać stąpiąca z nieba.

   - Eee... Jezus?- Dziewczyna nie wiedziała co się dzieje. Jednak przyjęła postawę Demona, gdyż nie wiedziała kim była ta postać.

   - Witaj Denerys. Jestem Grastan...

   - I jesteś Aniołem.- Przerwała mu.

   - Otóż to.

   - Co cię tu sprowadza? Chęć mordu, czy może widok krwi?- Klaus nie był przychylny. W powietrzu czuć było wrogość między Demonem i Aniołem.
Denerys wiedziała, że to normalne.




czwartek, 16 lipca 2015

-6- Witaj diablico.


   Nagle do sali weszła brunetka. Spojrzała na Denerys, po czym przeniosła wzrok na chłopaka. Miała do niego żal, jednak było widać, że zależy jej na nim, jednak nie umiała tego okazać.

   - Siostra Cię wzywa, ma z tobą coś do obgadania. - Chłopak wstał, a szatynka znowu spojrzała w sufit.- Proszę Cię, nie zawal tego, Crystal chce tylko dla Ciebie jak najlepiej.

   - Może kiedyś to pojmę- odpowiedział chłopak stojąc w drzwiach obok brunetki, spojrzała lekko na leżącą i wyszła za blondynem zamykając drzwi.

   Denerys została sama. Musiała wszystko przemyśleć, jednak nie chciała sobie zaprzątać głowy oczywistymi faktami. Nie wiedziała kim jest, nie znała swoich rodziców, nie wiedziała co ma robić. Po chwili w pokoju zrobiło się ciemno, jedyne światło dawał mały promyk ognia palący się przy drzwiach. 

   Dziewczyna podniosła się i usiadła, z zaciekawieniem spojrzała na podłogę. Płomyk zdawał się rosnąć, a ogień przybliżać do niej. Nagle cała sala płonęła, a ona pochłaniała całą energię. Z jej rąk wydostawały się płomienie. Machnęła ręką, a nagle płomienie zaczęły gasnąć, machnęła drugi raz, a one rozrosły się większe.

   Zdumiona tym co potrafi zaczęła bacznie obserwować płomień. Po chwili zaczęła się nim bawić. Zastanawiające było to, że płomień nie trawił pokoju, tak jakby pomieszczenie było na to odporne. A może to ona umiała go kontrolować, o czym nie wiedziała wcześniej. Jej włosy znowu przybrały ognistą barwę, a oczy poczarniały od widoku jasności dawanej przez płomienie.

   Dziewczyna po chwili wstała, aby dobrze przyjrzeć się całemu zajściu. Nie działała jak wtedy w magazynie, szybko paląc wszystko i wszystkich. Teraz powoli kontrolowała płomienie, stając po środku nich i płonąc. Płonąc od środka, tak jakby każda jej część pragnęła tego ciepła. Była pewna, że "ta strona" jest o wiele kojąca, pomagająca zrozumieć sama siebie. Nie wiedziała jakie daje to konsekwencje.

   Kiedy zacznie wykorzystywać swoje zdolności, to oni zaczną wykorzystywać ją. Nie chciała być tylko bronią, zabawką, chciała być kimś więcej. Czuła ukojenie, gdy płomienie wspinały się po jej rękach, do szyi. Jej umysł był spokojny, a ona zadowolona. Chodź raz czuła się wolna. Nie podlegająca nikomu, nie musząca się tłumaczyć. Mogła więcej niż zwykły człowiek. Ale czy tego chciała? Jej serce pragnęło być osobą, którą już nie mogła być. Lecz jej rozum przegłuszał serce, krzycząc, że właśnie tego zawsze chciała, że chciała wygranej.

   Jednak nie trwało to długo. Nagle cały płomień zgasł, a za nią pojawiła się tajemnicza postać. Denerys stanęła nieruchomo, trzymając ręce przy sobie, postać przybliżyła się do niej i po chwili przemówiła:

   - Witaj diablico.







poniedziałek, 6 lipca 2015

-5- Łzy samotności.



   - Mamy przechlapane.- Powiedział chłopak odwracając się do brunetki.
   - Poinformuję Crystal.- Dziewczyna wyciągnęła krótkofalówkę i opowiedziała wszystko co się stało.

   Nagle drzwi do sali otworzyły się szybkim rucham, a do środka wpadła zdenerwowana kobieta ciągnąc za sobą ciemnego Anioła, który przyprowadził tu Denerys.

   - Rodrick.- Dziewczyna nie miała siły wstać, lecz miała jeszcze siłę podnieść na niego wzrok.

   Cała ta sytuacja była bardzo dziwna i przytłaczająca dla każdej żywej istoty będącej w pomieszczeniu. Afera wisi w powietrzu, jednak wszyscy milczą, tak jakby czekali na wyjaśnienia.

   - Nie sądziłem, że przejęła umiejętności swojej matki. Na razie ujawniła umiejętności ojca.- Anioł kucną przy dziewczynie, chciał zobaczyć czy wszystko z nią dobrze.

   Sam ją tu zaprowadził, na wezwanie Crystal, która chciała mieć kartę przetargową na wojnie. Sądziła, że mając dziewczynę ma szanse przemówić do stron konfliktu. Chciała tylko końca wojny, i właśnie nadszedł dzień w którym jest jego delikatna szansa.

    - Czemu ona jest pobita?- Rodrick zaczął sprawdzać ręce dziewczyny na których było pełno siniaków.

   Denerys była wykończona całym zdarzeniem. Czuła, że ukazanie trzeciej "strony" była złym pomysłem przez którą traci całą energię. Ale Anielica powiedziała, żeby pokazała, że nie ma w sobie tylko demona, jest również ta dobra strona. Po chwili obraz przed oczami dziewczyny zrobił się czarny, a ona upadła na podłogę mdlejąc.

   - Cholera, Tristan!- Krzyknęła rozzłoszczona blondynka podchodząc do brata.

   - Mówiłam mu aby przestał. Jeśli jej się coś stanie to będzie twoja wina.- Brunetka próbowała rozdzielić kłócące rodzeństwo zrzucając całą winę na chłopaka. W sumie miła rację, bo przecież była to jego wina.

   - Spokojnie nic jej nie będzie.- Oznajmił Rodrick biorąc Denerys na ręce, po czym wyszedł z sali. Reszta zrobiła to samo.

    ***

   -Obudziła się.
   - To teraz jej pilnuj. I spróbuj jej coś zrobić, a wylądujesz gorzej niż ona.- Zagroziła brunetka wpychając chłopaka do pokoju w którym odpoczywała Denerys.

   Dziewczyna leżała na plecach wpatrując się w sufit będąc już w lepszym stanie, chodź płynęły jej po twarzy łzy, łzy samotności, głębokiej i cierpiącej, zatracającej się w nicości . Wyglądała normalnie, poniekąd, jej Anielski wygląd szybko zmienił się na normalny. Mieli ją wyszkolić i wystawić przeciwko Aniołom i Demonom, to przynajmniej udało jej się podsłuchać. Lecz jej stan nie pozwalał jej za wiele. Czas leczy rany, mówią. Mają racje w sensie dosłownym i przenośnym.

   - Przepraszam...- Powiedział chłopak przyglądając się dziewczynie uważnie, jednak ona postanowiła mu przerwać.

   - Nie musisz przepraszać, to nie twoja wina. To wszystko moja... to wszystko co się stało to moja wina.- Dziewczyna nie wytrzymała i popłynęły jej łzy.

   - To nie twoja wina, że Cię pobiłem. To był impuls.- Chłopak podszedł do niej i usiadł obok.

   - Nie mam prawa istnieć, nie mam prawa, a żyję. Gdybyś mnie zabił to byś wyświadczył mi przysługę.

   - Nie mów tak, może to prawda, że nie powinnaś istnieć, ale jesteś na świecie. Pewnie jest do tego jakiś ważny powód.

-  Możliwe, że masz racje. Sama już nie wiem. To trochę trudne gdy dowiadujesz się, że masz matkę Anioła i ojca Demona.- Dziewczyna spojrzała na drzwi. Doszła do wniosku, że jej całe życie było jednym wielkim kłamstwem. 




wtorek, 30 czerwca 2015

-4- Być innym niż tego chcą ludzie.

   

    Gdy Deneris wciąż klęczała na drodze zerwał się silny wiatr. Nie dość, że dziewczyna była cała przemoknięta to jeszcze było jej zimno. Jednak był to inny wiatr. Wiatr, który symbolizował czyjeś przybycie. Nagle przed dziewczyną pojawił się wysoki mężczyzna, brunet w ciemnej zbroi z jeszcze ciemniejszymi skrzydłami. Były potężne. 
Anioł.- Pierwsze co nasunęło się dziewczynie na myśl. Jednak nie wyglądał jak ci walczący. Oni byli jaśni, a on jest ciemny.

   Dziewczyna odwróciła od niego wzrok. Wstała i zaczęła kierować się w stronę nadchodzących ludzi. Nie wiedziała co robić, gdzie iść. Wiedziała, że Anioł przyszedł po nią, ona jednak nie chciała się tak szybko poddać. 

   Po chwili mężczyzna zatrzymał ją, łapiąc ją za ramię. 

   - Czego chcesz?- Spytała cicho dziewczyna. Nie mogła wymówić więcej, coś znowu odbierało jej mowę.

   - Musisz wracać do miasta. Jesteś nam potrzebna.- Oznajmił Anioł przybliżając się do Denerys.

   - Komu jestem potrzebna?! Aniołom czy Demonom?!- W czerwonych oczach pojawiły się ogniki. Tym razem panuję nad swoim "innym ja".

   - Jesteś potrzebna ludziom.

   Nagle włosy dziewczyny przemieniły się w ogniki. Czuła wielki żal. Nie mogła pomóc ludziom. Już nie umiała. Została potworek, którego sama chciała zabić.

   - Nie mogę. Zabije ich, znowu.- Jej włosy znowu zmieniły barwę, tym razem były normalne.

   - Przypominasz mi swoją matkę. Tak samo jak ty nie umiała już pomagać...- Nie dokończył, gdyż przerwała mu dziewczyna.

   - Skąd znasz moją matkę?

   - Teraz nie ma na to czasu.

   Anioł złapał dziewczynę za rękę i po chwili zniknęli. 

   ***

   Ciemność, która opanowała miasto była niespokojna. Cisza była niebezpieczna. Z mroku wyłoniła się mała dziewczynka z białą świecą oświetlając siebie i siedzącą na ziemi Denerys.

   - Dlaczego mnie nawiedzasz?- Spytała lekkim głosem dziewczyna dalej będąc w swojej pozycji.

   - Chce ci pomóc.- Słodki głosik dziewczynki unosił się wśród ciemności.

   Była niska, drobna, o potulnej twarzy i ciepłym uśmiechu. Miała jasnofioletowe włosy, które lekko zasłaniały jej błękitne oczy. Wyglądała ślicznie, beztrosko. Różniła się od całego zgiełku swoim ciepłem. Była inna. Była Aniołem.

   - Nie możesz mi pomóc.- Po twarzy dziewczyny spływała łza. Nie sądziła w całym swoim życiu, że ma jeszcze godność płakać, ale stało się.

   - Wiesz, że nie tyko masz jedną stronę jak zwykli ludzie. Nie masz nawet dwóch jak sądziłaś. Masz je aż trzy. Wykorzystaj to.- Dziewczynka położyła lampę na ziemi i usiadła obok Denerys, dodając jej otuchy.- Staraj się być innym niż tego chcą ludzie.

   - Nie umiem, mam tylko krew na rękach, moja kara jest sprawiedliwa.

   - Każdy ma wiele na sumieniu, spróbuj o tym zapomnieć. Spróbuj żyć tak jakbyś wiedziała, że możesz pomóc. Staraj się czynić dobrze.- Po chwili mała Anielica uniosła rękę i przejechała po plecach dziewczyny.

   Nagle obraz znikł, a Denerys wróciła do rzeczywistości.

   ***

   - Gadaj kim jesteś i dlaczego na ciebie polują!- Blondyn o dużej sile przycisną ledwo stojącą na własnych nogach dziewczynę.

   - Nie wiem.- Odpowiedziała zduszonym głosem.

   Chłopak rzucił nią o ziemię, znowu. Dziewczyna leżała, próbując powoli się podnieść, młodzieniec jednak na to nie pozwalał.

   - Tristan zostaw ją!- Nagle do sali wpadła śliczna brunetka. Podbiegła do chłopaka i szybkim ruchem odciągnęła go od leżącej dziewczyny.- Zwariowałeś?!

   - Chciałem tylko wydobyć z niej informacje.

   - Chyba zabić! Jakby się o tym dowiedziała Crystal to by cię udusiła.- Brunetka była bardzo zdenerwowana, a chłopak ignorował jej wybuch.

   Denerys z trudem się podniosła. Była wykończona, nie miała sił, ani nadziei. Usiadła, a z jej oka polała się pojedyncza łza. Nagle na grzbiecie dziewczyny wyrosły przepiękne białe skrzydła, a jej włosy przybrały całkiem białą barwę, a oczy pojaśniały na szaro.

   Oboje kłócących się z sobą stanęli zamurowani. Nie wiedzieli co tak właściwie się stało. Patrzyli na dziewczynę ze zdumieniem.

   - Anioł.- Powiedzieli chórkiem nie mogąc oderwać od niej wzroku.








sobota, 27 czerwca 2015

-3- Krzyk żalu, rozpaczy i smutku.


   Mijały sekundy, minuty, godziny, a Denerys leżała cichutko przed resztkami magazynu. Dusiła się dymem, gdzie nie gdzie jeszcze widniał ogień, jej ogień. Dziewczyna nie była w pełni świadoma tego co zrobiła. Nie pamiętała nic co stało się w nocy. Jednak czuła, że to jej sprawka. To ona zabiła tych niewinnych ludzi, została potworem, którego nie umiała kontrolować.

   Po woli niebo jaśniało, nastał ranek, chodź nie różni się on od innych, dla niej to znak, aby uciec. Nie chciała widzieć tego co zrobiła, nie chciała mieć wyrzutów sumienia, które prędzej czy później i tak przyjdą. Chciała uciec, gdzie najdalej się dało.

   Walczyła dla ludzi, chodź nie była żadnym z nich. Walczyła, a teraz bez świadomie odbiera im nadzieję, na lepszy dzień. Czy taka właśnie jest? Zła, niewinna, odważna, bezwzględna. Jest mordercą, czego nie wybaczą jej ludzie. Już zawsze będzie miała ich krew na rękach. Już zawsze będzie potworem w ich oczach.

   Denerys nie była bezpieczna, szukają ją wszyscy. Demony i Anioły wiedzą więcej niż ona sama. Wiedzą więcej o niej. Znają prawdę. Ona też chce ją poznać. Jednak nie jest przekonana czy spotkać się ze stronami konfliktu. Na razie chce pobyć sama, w spokoju, w ciszy, której nie ma.

   Gdy była już daleko za miastem zauważyła chatkę. Małą i drewnianą. Pierwszą jaj myślą było, aby wejść, jednak coś kazało jej zostać na zewnątrz. Bała się, że może ją podpalić, że ją znajdą. Stała tak jeszcze kilka minut i zapukała do drzwi. Chatka najwidoczniej była opuszczona, gdyż nikt nie otworzył drzwi. Nagle spod dłoni dziewczyny zrodziły się płomienie. Próbowała jej jakoś zahamować, zdusić ogień, lecz nadaremnie. 

   Odsunęła się szybkim krokiem od chatki i stała na drodze. Drodze, która prowadziła do lasu. Miała trudny wybór. Tułać się, czy wrócić do miasta, w którym trwają walki i zamieszki. Nie chciała nigdzie iść. Chciała zostać. Zrezygnowana upadła na kolana i zaczęła krzyczeć. Był to krzyk żalu, rozpaczy i smutku. Chciała być człowiekiem, chciała tylko walczyć. Nie była gotowa na takie ryzyko.

   Gdy klęczała na drodze chmury zrobiły się jeszcze bardziej ponure i całkiem szare. Nagle zaczęło padać. Płomienie w dłoniach dziewczyny zgasły pozostawiając mały dymek. Była mokra, lecz nie chciała się schować. W głębi duszy wiedziała, że tego potrzebuje. Oczyszczenia ze wszystkich win. Z tego co zrobiła. To było jej zbawieniem. Zbawieniem był deszcz.

   W oddali Denerys ujrzała grupkę ludzi. Szli w jej stronę, pewnie ją zauważyli. Nie chciała ich spotkać. Nie chciała nikogo zabić. Modliła się do Boga, który ją opuścił. Miała małą nadzieję, cichutką, pokorną. Czekała na łud szczęścia, którego nie otrzyma...






środa, 24 czerwca 2015

-2- Wolność w postaci ognia.


   Środek, który kobieta wstrzyknęła do żył dziewczyny nie był skuteczny. Wcale nie zasnęła, czuła tylko ból.
Martwy ból,
który ukazuje śmierć. Lecz nie dziś. 

   To nie może być dziś, chociaż pragnęła by tego Denerys. Z jej ciałem nie było najlepiej. Ten ból nie dawał jej spokoju. Lecz to nie było wywołane zastrzykiem. Dziewczyna nie wiedziała, że kryje w sobie różne oblicza. Czas pokazać je ludziom, czas pokazać kim jest się na prawdę.

Ból, który po chwili ustał.
Strach, który znikł.
Podekscytowanie, które wzrosło.

   Ogień. Tak, to czuła dziewczyna. Czuła, że jej ciało płonie, lecz to uczucie zalicza do najmilszych. Była wolna, nie w sensie fizycznym, gdyż była związana, była wolna, tak po prostu. Lecz za wolność płaci się dużą cenę. 

   Jej ręce jakby płonęły. Sznury podpalone zwęgliły się i nie pozostał po nich ślad. Denerys jednak dalej siedziała pod ścianą, obserwując śpiących ocalonych. Byli spokojni, niewinni, a ona szalała z emocji wypełniających jej ciało.

   Jej źrenice się powiększyły zmieniając barwę na czarną, a jej włosy przemieniły się w płomienie. Teraz widziała już dobrze. Teraz mogła już dać upust emocjom. Wstała powoli opierając się o ścianę. W dotyku czuła ciepło, które rosło, a na ścianie widniały małe płomyki, powiększające się z każdą małą myślą dziewczyny.

   Stała w miejscu przez moment, obserwując nietypowe zdarzenie. Gdy oderwała dłoń od ściany dalej widoczne były płomienie, które powiększały się zajmując coraz większy obszar. Uczucie, które doświadczyła Denerys było niesamowite, czuła, że może kontrolować coś, co tak naprawdę jest przeciwko niej. To właśnie była wolność.
Wolność w postaci ognia.

   Nagle przebudzili się ludzie, którzy początkowo nie wiedzieli co się dzieję. Jakby ta cała sytuacja do nich nie dochodziła, a obraz ognistej dziewczyny był obcy. Większość z nich krzyczała i panikowała. Słychać było szyderstwo w ich głosie. Diablica! Tak właśnie ją nazywali, lecz ona już stała przed magazynem, obserwując widok płonącego budynku. Ogień trawił wszystko w zabójczym tempie. Słychać było krzyk ludzi, ich cichutkie łkanie. Gdy wszyscy już spłonęli dziewczyna czuła radość, wiedziała już jakie ma możliwości.

   Gdy przyglądała się płomieniom ktoś zaszedł ją od tyłu. Poczuła ukucie, mały ból, który przeszył jej już wiotkie ciało. Po chwili już leżała na ziemi, nie płonąc, tak jakby miała za chwile umrzeć, ale żyła, cichutko krwawiąc...  





niedziela, 21 czerwca 2015

-1- Powiedz, kim ty na prawdę jesteś?

  
  W mroku dnia nic nie jest zwykłego. Różne rzeczy się tu dzieją. Od zamieszek buntujących się ludzi, po wali Demonów z Aniołami. I tak jest codziennie, przez każdą sekundę giną ludzie. Młodzi, czy starzy, to nie robi różnicy. Tysiące modlitw w każą minute, przecież Bóg już dawno nas opuścił.
Płacz.
Strach.
To towarzyszy każdemu. Nikt od tego nie ucieknie. Śmierć czyha za rogiem. Tylko my możemy wybrać jak zginiemy, jak przysłużymy się Ziemi. 

   W starym budynku, prawie zawalonym, lecz dającym schron, znajduje się grupka ocalałych, która nie chce wychodzić na ulice. Toczą się tam zamieszki, słychać krzyki i płacz. Nawet Anioły zabijają, niby przez przypadek, jednak ludzie w to nie wierzą. Każda mała wojna to napad na czyjąś duszę, nawet teraz, gdy ludzie siedzą w ruinach czekając na śmierć. 

   Jednak nie wszyscy siedzą bezczynnie, są też ci co walczą. Jedną z tych osób jest Denerys, dziewczyna o nieprzeciętnym sprycie i duchowi walki. Urodziła się 4 lata przed wojna. Nie znała swoich rodziców, prawdopodobnie zginęli. Nic nie pamięta z tamtych czasów. Pamięta tylko wojnę. Pragnie pokoju, choćby wygranej wojny przez ludzi, ale czy do tego dojdzie? Nikt nie może zapewnić spokoju, nawet Anioły nie rezygnują z walki, a Demony tylko odpierają ataki, chroniąc się pomiędzy ludźmi.

   Wszystko dzieje się nagle, nikt nie zauważył chwilowej ciszy, przed burzą. Tylko Denerys wybiegła na ulicę. Usłyszała głos dziecka, raczej płacz. Głośny, przeszywający jej ciało jak strzała. Nie dający spokoju. Słyszała tylko to. Tylko to było w jej głowie, nie walki, nie mordy, lecz płacz, który powoli już cichnął.

    W tedy dziewczyna się obudziła. Leżała na ulicy, z przebitym sercem. Woku niej była kałuża krwi. Przecież została zabita, ale żyła nadal. Nie umiała tego wytłumaczyć, leżała tylko spoglądając na ponure niebo. Nad nią toczyła się bitwa. Lecz ona już chciała swoja zakończyć. Chciała zamknąć oczy. Czy prosiła o śmierć? Nie. Prosiła o wybawienie.

   Gdy otworzyła oczy widziała mrok. Głuchy mrok, który jest gorszy od tego dziennego. Nie wiedziała gdzie jest. Nie wiedziała czy w ogóle żyje. Czuła się lekka jak piórka, będąc czymś o wiele cięższym. Była człowiekiem. Nie. Była czymś o wiele gorszym.

    - Czyżby śpiąca królewna już wstała?- Spytał szyderczo młodzieniec w czapce.

   Znajdowali się w opuszczonym magazynie. W rogu stała mała lampa dająca światło, które powoli docierało do oczu dziewczyny.

   - Myślisz, że to o nią chodziło?

   Nagle zaczęła się rozmowa między mężczyzną o czarnej karnacji, a chłopakiem siedzącym obok dziewczyny. Gdy rozmowa przeniosła się w drugi kąt magazynu do związanej Denerys podeszła niska kobieta w podartej czapce, o kruczoczarnych włosach. Była już starsza, lecz dalej miała dobrą formę.

   - Już lepiej się czujesz?- Spytała siadając obok dziewczyny i delikatnie sprawdzając jej ranę.

   - Co się stało?- Szatynka z trudem wypowiedziała te słowa, jakby ktoś kierował nią i nie pozwalał za dużo się odzywać.

   - Opowiem ci później, drogie dziecko. Na razie to ty musisz coś opowiedzieć mi.

   - O co chodzi?

   - Jak długo cię szukają?- Spytała kobieta patrząc się w krwiste oczy dziewczyny.

   - Nie wiem o co ci chodzi. Kto mnie szuka?

   - Demony, Anioły, ludzie... Wszyscy cię szukają.

   - Czy zrobiłam coś złego?-  Głos Denerys nagle zadrżał, a kobieta milczała.

   - Powiedz, kim ty na prawdę jesteś?- Kobieta powiedziała prawie szeptem, nie chciała aby tą rozmowę usłyszeli inni ocaleni.

   - Jestem człowiekiem.

   - Otóż w tym jest problem, bo człowiekiem nie jesteś.- Oznajmiła kobieta powoli wstając. Po chwili wstrzyknęła coś do żył dziewczyny, aby zasnęła...