czwartek, 20 sierpnia 2015

-8- Miasto zniszczenia.

Miną już miesiąc od założenia tego bloga. Cieszycie się tak samo jak ja, prawda? :D
Bardzo wam dziękuję za wszystkie komentarze i za czytanie mojego opowiadania. Aby kolejny miesiąc był taki owocny jak ten *-*

Miłego czytania :3


   - Muszę z tobą porozmawiać.- Oznajmił Grastan bez cenia aluzji.

   - Nie jestem pewna, czy powinna z tobą rozmawiać.- Dziewczyna cofnęła się o krok. Klaus bacznie ją obserwował.

   Denerys spojrzała wymownie na chatkę. Dalej czuła żal do siebie, jednak wiedziała, że tu nie była bezpieczna. Nigdzie nie była bezpieczna.

   - Wracajmy.- Demon odwrócił się w stronę dziewczyny, lecz jej tam nie było.

   Mężczyźni spojrzeli po sobie ze zmartwieniem.

   Szatynka była już daleko od nich.

   Postanowiła uciec od rozmowy. Jednak zamiast wrócić do swojego pomieszczenia, trafiła do miasta. Ono upadło, nie było tam nic, oprócz płaczu, krzyku, cierpienia. Wokoło jedynie widać było zniszczone budynki i ludzi. Ludzi którzy oszaleli, ze strachu. Trudno to opisać, bo czy można opisać strach? On jest jak narkotyk. Uzależnia ludzi, którzy już nie wiedzą, jak to jest żyć bez niego. Nawet po śmierci czują ten niedosyt, błagalną prośbę. By odebrać im strach.

   Oni już nie wytrzymywali. Biegali, walczyli, krzyczeli, błagali o śmierć. Wiedzieli, że to nie koniec. Byli świadomi, że to dopiero początek.

   Gdy Denerys wyszła z płomien, zauważyła, że znajduje się na ulicy Zatorskiej, skrzyżowanej z ulicą Kaprala.

   Rozejrzała się dokoła. Mgła z pyłu i dymu oblężała całe miasto. Każdy budynek był nim przesiąknięty, od wewnątrz i zewnątrz. Dziewczyna podeszła kilka kroków w bok i po chwili stanęła, otrzepując spodnie z kurzu. Przed nią ukazał się zniszczony budynek. Wyglądał jak każdy inny. Zburzony od góry z wystającymi metalowymi prętami i z opadłym tynkiem, który za każdym razem rozwiewał wiatr. Denerys jednak zaciekawiła budowla, gdyż na ścianie widniał rysunek lub grafiti. Przedstawiał on skrzydła, jedno uniesione w górze, skąpane w bieli, drugie jednak było opadłe, skierowane w dół, całe czarne. Jednak rysunek był trochę wyblakły i szatynka nie mogła odczytać napisu, który był nad skrzydłami. Podeszła bliżej, aby się przyjrzeć, sprytnie omijając gruz porozrzucany wokoło budynku. Ominęła pierwszy filar, potem drugi. Zanim jednak doszła do ściany odczuła lekkie trzęsienie. Nie wiedziała co to było i szybkim ruchem wyszła na ulicę.

   To wszystko działo się tylko przez kilka chwil. Gdyż nie spodziewanie w jedną z najbliższych ulic uderzyła nieznana siła. Cały świat spowijał się we mgle. Denerys nic nie widziała. Jednak się bała, bała, że pochłonie ją zniszczenie. Pobiegła tam. Jednak nim dotarła trzęsienie znowu zawitało w mieście.
Przewróciła się.
I osłoniła oczy ręką.

   Nagle z zamieszania, jakie trwało, na ul. Kaprala, wyłoniła się kobieta, stojąca w płomieniach. Postąpiła krok w stronę dziewczyny i się zatrzymała. Jej przenikliwe, niebieskie oczy zatrzymały się na Denerys, po czym przeniosły się na zamieszki trwające na przeciwnej ulicy. Jej twarz osłaniał czarne włosy i szatynka nie zdołała się jej dokładnie przyjrzeć. Jednak wiedziała kim była, znaczy, wiedziała po jakiej stronie walczyła.

   Dziewczyna leżała na ziemi. Z trudem próbowała się podnieść. Próbowała opanować emocje, które w ekspresowym tempie opanowały ją całą. Jej serce waliło z zawrotną szybkością, gdy zobaczyła kobietę, która szła w jej stronę, powoli wyłaniając się z dymu. Dziewczyna nie widząc ją przez mgłę dalej czuła jej wzrok na sobie. Nagle kobieta stanęła kilka metrów przed nią, poczym znikła w płomieniach.

   Co to wszystko ma znaczyć!?- pomyślała Denerys, kierując się w stronę zamieszek. Chciała zrobić tą samą sztuczkę z płomieniami jak tajemnicza kobieta, stojąca przed chwilę przed nią. Jednak uznała, że to zły pomysł, aby ukazywać swoje moce, właśnie tu, w mieście zniszczenia. Czuła l,  że dzieję się coś złego. Nie, ona tego nie czuła, ona to wiedziała. Głos w jej głowie powtarzał jej, aby tam nie iść. Denerys ucieszyła swój umysł i połknęła przed siebie, mijając skręt w lewo. Zatrzymała się przy ścianie i lekko wychyliła.

   To co ujrzała przeszło przez nią całą. Nagle pojawił się dreszcz i strach. Gdy próbowała wyłonić się z poza ściany, ktoś złapał jej ręce i przytrzymywał z tyłu. Próbowała się wyrwać, szarpała się, jednak nie użyła ognia, wiedziała, że to zły moment.

   Gdy tylko postać, trzymającą jej ręce, zasłonił dziewczynie chustą oczy, wiedziała, że głosy w jej głowie mówiły prawdę. Nie trzeba było tam iść. Trzeba było słuchać innych, ale najpierw posłuchać samej siebie.

   Dziewczyna wydała krzyk, stłumiony przez dźwięk postrzału, który zadzwięczał jej w uszach. To byli ludzie, wiedziała, to byli onie. Jednak nie wiedziała czemu to robią. Sądziła, że to Demony i Anioły są tu potworami, myliła się. Potworami byli i ludzie. Wykończeni wojną, zmarnowani, ale dalej ludzie. Gdyby tylko nie miała związanych oczu, od razu poleciałyby jej łzy, ale nie mogła się poddać. Nie mogła okazać słabości, nie teraz.
Sprawca żucił ją na ziemię i ruszył w stronę swoich kompanów, powoli zapalając papierosa.

   - Niezłą sztukę złowiłeś bracie.- Powiedział mężczyzna z pistoletem w ręku.

   - Ilu zabiłeś?

   - Na pewno więcej niż ty.- Uśmiechnął się szyderszo mężczyzna,po czym dodał.- Chyba z dziewięciu.

   - Panowie chyba nie myślicie o zabiciu tej rozkosznej dziewczyny.

   Nagle do rozmowy dołączył się jeden z kompanów, uwiesił się na ramieniu palacza, a ten pociągnął kolejny raz papierosa.

   - Oczywiście, że ją zabijemy...

   - I ja to zrobię.

   - Nie.-  Zaprotestował mężczyzna, dalej mając w ustach skręta.- Daj się młodemu wykazać.

   - Ej! Młody! Chodź no tu!- Krzyknął rozweselony mężczyzna, powoli odrywając się od palacza.

   Z budynku na przeciwko wyszedł młody chłopak w podartych dżinsach, szatym t-shercie i skurzanej kamizelce. Na głowie miał czapkę, lekko zakurzoną, a oczy zasłonięte miał okularami przeciwsłonecznymi, nawet nie draśniętymi. W ręku trzymał pistolet, który kołysał się z każdym jego krokiem.

   - Co chcecie?- Spytał, podchodząc do swoich kompanów.

   - Zastrzel ją.

   - Kolejny Anioł?

   Chłopak podszedł do Denerys i uważnie się jej przyjżał, ona natomiast siedziała cicho, przysłuchując się rozmowie.

   - Nie wygląda jakoś szczególnie.- Chłopak odłożył broń na ziemi i odsłonił jej chustę.

   Dziewczyna od razu spuściła wzrok. Nie chciała patrzeć na swojego zabójcę. Miała nadzieję, że załatwi to szybko i bez boleśnie.

    - Ładna jest. Na pewno chcecie ją zabić?

   - Szpiegowała nas. Na pewno musi być jedną z nich.- Odpowiedział mężczyzna wrzucając peta.

   - No dobrze.

   Chłopak kucną przy niej i przystawił lufę do jej czoła. Szeptał coś do niej przez chwilę, jednak ona ignorowała jego słowa, skupiając się na czymś innym. To była jej szansa.
Dasz radę Denerys- powtarzał jej głos w głowie. I chyba faktycznie się udało.


5 komentarzy:

  1. Uwielbiam <3
    ~~~~~~~~
    www.waytofrance.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wielką prośbę. Czy mogłabyś tu zajrzeć? Nie jest to reklama.
    http://watahzdoliny.blogspot.com/p/julia.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na kolejny rozdzial Labiryntu, pod nowym adresem URL! :D http://paryska-kawiarnia.blogspot.com/2015/09/labirynt-rozdzia-3.html

    OdpowiedzUsuń